Mówiłem w czasie pomyślnym: Nigdy nie upadnę! (Ps 30,7 )
Oliwy kropla drążyła kamień
swoim spokojnym częstym spadaniem.
Kapała cicho za razem raz
wprost na stojący rozgrzany głaz.
Szorstki, stwardniały w własnej wielkości
dał jej się dotknąć aż do wnętrzności –
wpuścił w bogaty, zamknięty świat,
pysznie nabrzmiały upływem lat.
Toczyła kształty kropla nieśmiała
wzdłuż gorącego skalnego ciała.
Nabrała tempa, temperatury,
spływała wdzięcznie w dół z samej góry
i śliską strużką dziwnej bliskości
rzeźbiła dowód łatwowierności.
Stanęła w ogniu, tak całą sobą,
płonęła wąską kamienną drogą,
a z nią od nowa, jak od poczęcia,
płonął do pary głaz w jej objęciach.
Trwali oboje natchnieni żarem
mającym źródło w poznawczym szale.
Ale domysły to mają do siebie,
że mogą ściągać ku twardej glebie.
Czy wątpliwości, czy kalkulacje,
czy uprzedzeniem barwione racje...
tak czy inaczej, kropla nieduża
spadła aż do skalnego podnóża.
Któregoś ranka, jeszcze o brzasku,
zdążyła zebrać ziarenka piasku,
w zamian oddając swój skromny ślad –
trwały nie bardziej niż zwykły kwiat.
Wiele kropel można roztrzaskać
w nienasyconych zgłodniałych wrzaskach.
Jednak niektóre w kontroli braku
same chcą błądzić po przemian szlaku.
![Licencja Creative Commons](https://i.creativecommons.org/l/by-sa/4.0/88x31.png)
fot. Oliwia Wachna