Choć smaga piórami zwiewne powietrze, rozcina je gwałtownym trzepotem, rozdziera uderzeniami skrzydeł, to jednak nie ma po nim śladu (Mdr 5, 11).
Dyskretny czarny posłaniec
uściskiem własnych nóg
ich w garści trzyma losy.
Balkonu grzeje kraniec
za ściany łypie róg
na jej splątane włosy.
Nie podciął skrzydeł wstyd
nie stulił dziobu dystans –
w bliskości przeznaczenia
odnalazł swoją przystań.
(rysunek własny autorki)
