cisza jakby nagle wirtuoz przerwał koncert.
jeszcze wczoraj tkali dywan z czerwonych róż
dziś miłość różą na grobie
stąpa uważnie koordynując połowy.
przeciąga kukułkę.
co sobota podrywa ten ich weselny bal do tańca
grochy łez nie gaszą płomyka
stanęła w oczekiwaniu na trzynastkę. feralną trzynastkę.
ktoś poprosił o ogień. on. ją. poprosił.
ulga na być może zrozumienie została na przystanku.
skasowała połówkę.
za złotych trzydzieści chociaż półdupek.
rozchmurzyły się kłęby marzeń.
kurczowo trzyma się rurki. dobre by to było pół wieku wstecz
a tu jeden po drugim choroba sieroca nawet na zakrętach.
tłumny koncert przytłumiony w uszach. galeria.
pędzą szczury ogłuszone
przegryzają własne klatki
bogowie uśmieszków aż drgnęła
ach machnąć ręką świat w końcu zajeździ kukułkę.
szturchnięta za słówko - przepraszam – poczuła jak motyle lecą do serca.
a za murami jakby nie ten świat
w bujanym fotelu jakby nie było nas.
ukochany wraca za dotknięciem obrączki
niknie w barwach jak i ona w żałobie.
łatwiej otwierają się bramy cmentarza
przeciąg poderwał spódnicę
zawiało pustką
mogłaby skorzystać
jechać aż na pętlę
cóż pora wysiadać
stąpa uważnie koordynując połowy.
przeciąga kukułkę
